PL EN

Miasto zgruzowstałe. Codzienność Warszawy w latach 1954–1955

Jak wygląda miasto wyłaniające się z ruin? Jak żyją jego mieszkańcy? Co słyszą w domach, zakładach pracy, na ulicach? Co jedzą, jak się ubierają, jak spędzają czas wolny? Dziesięć lat po wyzwoleniu i tuż przed odwilżą Warszawa była miastem w stanie zawieszenia. Pomiędzy traumą wojny i entuzjazmem odbudowy, pomiędzy oficjalnym optymizmem i pragnieniem wolności niezadekretowanej żadnym aktem komunistycznej władzy toczyło się życie, o którym, jak pokazuje autorka, wiemy zaskakująco mało.

W czterech rozdziałach Sylwia Chutnik opisuje kolejno: przestrzeń i architekturę miasta, przede wszystkim flagowe projekty socrealizmu; Warszawę odbieraną zmysłami, czyli jej smaki, zapachy, dźwięki i hałasy; obrazy ciała i płci w ówczesnej sztuce i ikonografii; w końcu charakterystyczne typy mieszkańców stolicy z ich obyczajami, subkulturami i obecnością w sferze publicznej.
Podążając literackim tropem Leopolda Tyrmanda, autora Złego i Dziennika 1954, czytając gazety, przepisy prawne, oglądając plakaty, zdjęcia i filmy, słuchając przemówień polityków i piosenek, autorka odtwarza codzienne życie Warszawy w jednym z najbardziej intrygujących okresów historii miasta.
36,00 zł
22,00 zł
Wydanie
pierwsze, Wrocław 2020
Seria
Na Jeden Temat
Projekt okładki
Marian Misiak / Threedotstype
ISBN
978-83-66267-09-1
ISBN e-booka
978-83-66267-56-5
Opracowanie graficzne
Robert Oleś / d2d.pl
Oprawa
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron
280
Format
154 × 230
Data premiery

Według ludowej tradycji niezwykłe zjawiska astronomiczne zapowiadają zmianę. W niebo patrzyli wszyscy. „Stolica” podkreślała, że zaćmienie słońca poruszyło całą Warszawę. (...) Około godziny 13 okna i balkony zaroiły się ludźmi. Przez „przyrządy astronomiczne” obserwowano pilnie rzadkie zjawisko. Babcia i młodzież, wojskowi i cywile – wszyscy spoglądają w jednym kierunku: na promienistą tarczę słońca, zakrywaną stopniowo przez naszego satelitę – Księżyc. Reporter donosił, że nawet zwierzęta z warszawskiego ZOO zaniepokoiła nagła zmiana w przestworzach.

(fragment)
Czy istnieje wskaźnik statystyczny optymizmu? – pytała redakcja „Przekroju” w 1954 roku. – W naszych warunkach chyba najlepszym takim wskaźnikiem może być przyrost naturalny. Co roku po wojnie rodziło się w Polsce około 500 tysięcy dzieci. Proste ludzkie szczęście w praktyce znaczyło, że przybywa pół miliona obywateli rocznie. W 1955 roku urodziło się już około 794 tysięcy dzieci – był to rekordowy przyrost zanotowany po 1945 roku. W tym samym czasie w Warszawie oddano do użytku równie imponujący pod względem liczb budynek. Czy był on ludzkim szczęściem?
(fragment)